Bieszczady - jesień












    Od dawna pragnęłam by poznać szlaki z panoramą po brzegi wypełnioną kolorami jesieni… i tak właśnie się stało - spełniło się moje Marzenie. Wyjechaliśmy w grupie znajomych. Większość tras wędrowaliśmy wspólnie, ale potrzebowałam też czasu ze sobą i możliwości dreptania swoim tempem. Udało mi się odłączyć od ludzi i iść pustym szlakiem. Kroczyłam powoli, stąpając po najróżniejszych kamieniach, dostrzegałam w nich moc ukształtowania przez potęgę Natury. Uważność odnalazła w nich Serce. Był czas by zatrzymać się, zadrzeć głowę ku górze i zachwycić absolutnie cudowną gamą kolorów drzew. Liście błyszczały barwami tęczy, przyglądałam się jak spadają wirując w rytmie wiatru. Korony nachylały się jakby chciały otulić mnie ostatnim ciepłem Bieszczadzkiego lasu. Wyprężone, poprzeplatane niczym żyły korzenie, czekały aż się o nie potknę by przypomnieć jak ogromną rolę odgrywają łącząc wszystkie elementy w Jedność. Niebo pięknie współgrało z rozciągającą się wyniosłością terenu. Słońce nasycało życiem otaczający mnie Cud Natury. Powolny rytm spacerów sprawiał wrażenie, że podejścia nigdy się nie skończą, ale kiedy spoglądałam za siebie doceniałam przebytą już drogę i ogrom pracy włożonej w wędrówkę. Każdy krok, każdy kilometr szlaku dodawał mi energii. Wejście na szczyt dopełniało panoramicznym szczęściem. Dostrzegłam moment zupełnej ciszy. Zero wiatru, szelestu, kroków, totalnie nic, jakby świat się zatrzymał… to był czas na głęboki wdech i wydech, jestem tu, Ja i moja spełniona Dusza. Zachwyt pogodą, warunkami i cudem Natury pozwoliły na zatrzymanie w kadrze mojego spojrzenia na Świat. Była jednak chwila, która zdumiała mnie tak bardzo, że nawet nie myślałam by sięgać po telefon. Pragnęłam tylko zachować obraz w pamięci - Szlak prowadził zboczem góry pomiędzy innymi szczytami. Jak co kilka kroków, obejrzałam się, gdy nagle dmuchnął powiew wiatru w dolinę pełną drzew. Stos tysiąca liści wybuchł jak niespodziewana radość, niczym konfetti na szczególną okazję. Listki unosiły się ponad wysokie drzewa, frunęły ku niebu szybując w smugach wiatru. Mieniły się w Słońcu jak wysypany złoty brokat. Z niedowierzaniem przyglądałam się niecodziennemu zjawisku. Po kilku minutach liście opadły, a mi pozostał błysk w oku i wypełnione radością Serce. Absolutny zachwyt niespotykanym pięknem... Kocham stan świadomego tu i teraz, tę uważność egzystencji wokół mnie. Cudownie!

Trzy dni wycieczek, kilka szczytów, 50 km ścieżek, kilkadziesiąt fotek - niezmierzona moc uśmiechu. ❤️

-eM.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Idę za głosem zachwytu

Tu i teraz.

Nie wracam